„To była zwyczajna lipcowa sobota na lotnisku East Midlands. Zawsze i wszędzie się spóźniam, ale tego dnia dotarłam na lotnisko na długo przed czasem. Wchodząc do ogromnej hali, poczułam ulgę. Oznaczało to, że powiódł się pierwszy z etapów misternego planu, który układałam w głowie miliony razy przez ostatnie tygodnie. Było… dobrze. Jeśli w ogóle można tak to określić. Młody niczego się nie domyślił, przynajmniej na razie. Wydawał się zupełnie nieświadomy tego, jak bardzo odmieni się jego życie, i to jeszcze dziś. Szedł tuż obok mnie, ciągnąc za sobą dwie ogromne walizy. Jeszcze parę godzin temu nie miałam pewności, czy w ogóle uda mi się wyciągnąć go z domu. Wystarczyłby jeden fałszywy ruch, a cały plan mógł zostać zrujnowany. Wtedy moją nadzieję na to, że uda mi się wyciągnąć go z gówna, w które się wpakował, szlag by trafił”
To pierwszy akapit mojej książki.
„Po co się tak uzewnętrzniasz, nie rozumiem.” Zapytała mnie kiedyś koleżanka. Poczułam lekkie ukłucie w okolicy klatki piersiowej, po czym zaległa krępująca, niczym na niezbyt udanej randce z Tindera, cisza.
A ja lubię pisać…Nie ma dla mnie większego szczęścia, niż to, kiedy czytacie mojego bloga i piszecie, że nie możecie się doczekać kolejnego wpisu, lub gdy wielu z Was mówi, że czuje to co ja i dziękuje, że ubieram t w słowa.
Pamiętam, kiedy pracując na nocnej zmianie w angielskiej fabryce, narodził się w mojej głowie pomysł stworzenia bloga. Tworzyłam wizje tego, o czym chciałabym pisać. Brakowało mi jednak odwagi i blokował mnie strach przed tym, co powiedzą inni.
Po kilku miesiącach powstał pierwszy post. Byłam w szoku, jak bardzo ciepło został przyjęty. Dawało mi to motywację do pisania więcej i więcej.
Największym moim fanem był zawsze mój syn. Czasem bywało niezręcznie, kiedy opowiadał rodzicom swoich kumpli o moim blogu, a Ci pytali o czym piszę. Dużo łatwiej byłoby, gdybym zamiast o swoim katastrofalnym życiu miłosnym, pisała o na przykład o gotowaniu. Młody jednak zawsze opowiadał o tym, że jego matka pisze farmazony w necie z nieskrywaną dumą. Dla takich właśnie chwil warto było robić z siebie wariata.
„Weź napisz książkę!” – mówiło mi wiele osób. „Ale kurde o czym?” – Odpowiadałam sobie w myślach. O życiu w Jukeju? O randkowaniu? O zaczynaniu ciągle od nowa czy może o nieumiejętności usiedzenia na dupie i ustabilizowania własnego życia, czyli w skrócie o byciu nieogarniętą? Nie przemawiało to do mnie wystarczająco mocno.
Kiedy ponad rok temu moje życie wywróciło się do góry nogami, chciałam już na zawsze porzucić pisanie. Wszystko straciło dla mnie sens i nic już nie było takie jak wcześniej. Zaczęła się walka o życie mojego syna – Bartka. Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że mogłabym opisać to, co nas spotkało. Bartek zapytał mnie wprost pewnego dnia, czy chciałabym napisać o nas. Zgodziłam się bez chwili zastanowienia. Widziałam, jak na jego twarzy zagościło szczęście.
Zaczęłam pisać. Młody skrupulatnie pyta mnie o postępy. On pragnie, aby ta książka powstała. Podczas naszej drogi poznałam wiele cudownych rodziców, którzy przechodzą przez to samo piekło. Ta książka powstaje też z myślą o nich.
Późną jesienią zaczęłam szukać kogoś, kto pomoże mi w procesie wydawniczym. I tak poznałam Elizę, która pomaga autorom w procesie wydawniczym. Wiele z książek wydanych pod jej patronatem trafia do Empiku. Dzięki współpracy z nią moja książka zostanie wydana w formie e-booka.
Jest jednak poważna przeszkoda – kasa. Redakcja, korekta, okładka, skład, łamanie, wreszcie druk kosztują miliony monet jak dla mnie. Obiecałam Bartkowi, że książka powstanie. Młody przejął się tak bardzo, że poprosił mnie, abyśmy założyli zrzutkę. Sam napisał opis. Widzę, jak bardzo mu na tym zależy i jak dodaje mu to skrzydeł w procesie leczenia.
Kochani, pomożecie? Odwdzięczę się oczywiście za to, jeśli zdecydujesz się mnie wesprzeć. Dostaniesz dostęp do prywatnej grupy, gdzie będę publikować treści dostępne tylko dla wspierających, a jeśli zdecydujesz się wesprzeć mnie kwotą conajmniej 20zł, dostaniesz w prezencie pierwszy, zredagowany już rozdział mojej książki. Poświęcę też specjalny wpis na blogu na podziękowania dla wspierających oraz zamieszczę wasze nazwiska w podziękowaniach na stronach książki i na blogu. Każda wpłata się liczy, nawet najmniejsza. Będę też ogromnie wdzięczna za udostępnienia zbiórki i tego postu. Pomożecie?
Poniżej link do zrzutki. Jeśli chcesz zostać moim Patronem i wspierać mnie systematycznie, zapraszam na Patronite.
Wasza Nieogarnięta