Tak jak w tytule. Dziś będzie z grubej rury. Także tego, wysoko wrażliwych na przekleństwa oraz tych, którzy spodziewali się srania tęczą, czyli fali pozytywnych uniesień, muszę rozczarować. Jeszcze se trochę poczekacie, na to wygląda. Bo nie będę udawać, że jest super, jak nie jest.
Uwielbiam pisać na tak zwanym „wkurwie”. Buzująca w mojej krwi adrenalina powoduje wtedy jakieś dziwne zmiany w części ciała odpowiedzialnej za procesy myślowe. Słowa płyną wtedy wartko i nie muszę się jakoś spinać. A, że dziś poziom wzburzenia sięgnął zenitu, to nie będę owijać w bawełnę. Szkoda potencjału. Obgryziona hybryda na paznokciach, którą właśnie miałam naprawiać, poczeka do jutra. Wyschnięte pranie też nie musi być dziś złożone. Mocy przybywaj!
Nie chciałabym brzmieć jak sfrustrowana „trzydziecha”. Wcale nie. Ale jakbym tak chciała opisać moje ostatnie przygody i perypetie sercowe, to mogę bez problemu ująć to jednym, swego czasu popularnym zdaniem: „Chuj, dupa i kamieni kupa”. Przy czym ten pierwszy człon to jedynie metafora. Zapyta ktoś, czy nie wstydzę się tak uzewnętrzniać. Otóż nie! Może tymi moimi wypocinami podniosę na duchu podobną sobie nieszczęśnicę, niczym klepiąc ją po ramieniu, mówiąc „nie martw się, stara! Nie tylko Ty masz takie przypały”. A może dam do myślenia jakiejś szukającej miłości na tinderze duszyczce, która zastanawia się nad daniem szansy (lub dupy) kolejnemu plackowi (czytaj złamasowi ).
Od czego by tu zacząć…może od małej podróży w przeszłość, kiedy to właśnie rok temu, pięknym nawet, brytyjskim latem, poznałam takiegoż właśnie złamasa. Nie wspominałam jakoś o nim do tej pory, bo nie było ku temu stosownej okazji. No to teraz kurwa nadeszła. Oj nadeszła! Złamas ten cholernie niestety mi się podobał. Idealny wzrost, głos, poczucie humoru, niekończące się rozmowy przez telefon. Chemia między nami tak ogromna, że sama się dziwiłam, że to w ogóle możliwe. No kurde ideał! “Gdzie się chowałeś całe moje życie!” Pomyślałam. Nie przeszkadzało mi to, że biedaczek nie miał prawka. Podobno z powodu padaczki. Jak ta idiotka rozczuliłam się, kiedy powiedział, że rozstał się z żoną, bo to zła kobieta była. Bo nie potrafiła zaakceptować tego, że on ma depresję. Podjęłam misję pod tytułem „Moja miłość Cię uleczy” a trzeba było zamiast tego podjąć operację pod kryptonimem „Spierdalaj natentychmiast!” Typ niestety był tak niesamowicie czarujący, że zamroczyło mi chwilowo mózg.
Czerwone lampki zaczęły zapalać się szybko. Pomimo mojej niezaprzeczalnej naiwności, przyznać muszę, że mam niesamowitą zdolność szybkiej diagnozy toksycznych osobników. To co niektórym zajmuje lata, ja potrafię rozpracować w parę miesięcy lub dni nawet. Niestety brak w tym wszystkim kompatybilnego połączenia ze wspomnianym wcześniej magicznym organem zwanym mózgiem. Powinna przecież być akcja-reakcja. „Jest toksem? Spierdalaj!” Ewidentnie cierpię na jakiś nieuleczalny defekt. Z uporem maniaka bowiem, postanawiam niemal za każdym razem przekonać się na własnej skórze, jak bardzo powinnam ufać swojej intuicji. Nie zawiodła mnie ona również i w tym przypadku. Okazało się szybko bowiem, że gość lubi alkohol bardziej niż przeciętny obywatel. Dużo bardziej. Tak bardzo, że jak szliśmy na kawę, to ja wypijałam kawę, a on 3 browary. Po czym po powrocie do domu był tak spragniony, że musiał „dopić” te browary butelką whisky. Całą. No przecież on lubi whisky. Ma mocną głowę. Za każdym razem jak przychodziłam w odwiedziny, to przy łóżku leżała pusta szklanka. A obok pusta butelka. Nie po oranżadzie. Ale przecież on lubi. On nie musi pić. On w każdej chwili może przestać. Wystraszyłam się. Uciekłam. Mózg zadziałał. Nie na długo niestety. Po paru tygodniach dał znać o sobie defekt w postaci syndromu Matki Teresy. Bo typ tak bardzo ładnie prosił o szanse, bo on przecież nie musi pić wcale. On pije, bo lubi. Bo mu smakuje. Bo nudzi się wieczorami. On mi pokaże, że wcale nie musi. Pokaże co to prawdziwa miłość, na którą zasługuję. Długo nie musiałam czekać na koniec starań. Za każdym razem śmierdział alko. Ale przecież tylko mi się zdawało. Ja to jestem przewrażliwiona jakaś. I dziwna, bo prawie nie piję. Za to gdyby on pił mniej, byłby najcudowniejszym facetem na ziemi. Mydlił mi oczy słodkimi zagraniami. Był troskliwy i bezczelnie fajny. Chodził ze mną do Primarku i nigdy nie narzekał. Szukał ze mną przez pół dnia jesiennych butów. Jak pracowałam we wcześniej wspomnianej fabryce tacek aluminiowych i miałam nocną zmianę, to nastawiał sobie budzik na 3 w nocy, żeby rozmawiać ze mną podczas mojej przerwy. Kupił mi ochraniacze na ręce jak nabiłam sobie kilka siniaków składając kartony. Pocieszał jak miałam gorsze dni. Kiedy zmieniłam pracę i zatrudniłam się w centrum testowania covid, on niczym szaleńczo zakochany Romeo, zwolnił się z firmy, w której pracował od 7 lat i zatrudnił tam gdzie ja. Tylko, że na szczęście w innym oddziale oddalonym od mojego o parę kilometrów. Był chodzącym ideałem wręcz. Oprócz tego, że kupował przecenione żarcie w Tesco, na które wydawał max 3 funty a conajmniej 12 na whisky.Tak…był fajny Tylko kurwa chlał…
No więc mieliśmy przerwy w spotykaniu się dość często. Ja zarzekałam się, że jeśli nie pójdzie na terapię, to nie chcę go więcej widzieć. Mądrzejsza o wiedzę z you tube i fejsbuka, gdzie doświadczone życiem z alkusami kobiety kazały spierdalac jak najszybciej i nie tracić więcej czasu jeśli nie będzie chciał się leczyć. Oczywiście o terapii nie chciał słyszeć, bo przecież on nie ma problemu. Miara przebrała się, kiedy parę razy przyszedł po mnie do pracy chwiejnym krokiem. Tego tolerować już nie mogłam. Nie pomogło tłumaczenie, że przecież on nie pił. Że przecież on tylko wziął za dużo tabletek przeciwbólowych i przez nie zapomniał biedny jak chodzić w poprawny sposób. Że co prawda wypił ale tylko troszkę. Bo on do tego jeszcze biedaczyna, cierpiał na mnogość różnych schorzeń. Poza padaczką były to ataki paniki i depresja. Do tego bulimia i wieczny kurwa niedobór etanolu w organizmie. Wkurwiłam się ostatecznie i postanowiłam odejść. Pech chciał, że zabierając swoje rzeczy od niego, zatrzasnęłam kluczyki w aucie. Miałam zapasowe… Zapytacie gdzie? W samochodzie …Trzeba było zbić szybę niestety, co wcale jak się okazuje, nie jest takie proste. Dowiedziałam się od przyjemniaczka, że wcale nie żałuje rozstania ze mną, bo mam grubą wielką dupę…
Dwa tygodnie później błagał o przebaczenie i o kolejną szanse. Hmm…czyżby mój tyłek nie był jednak taki szkaradny…? Ja postanowiłam udawać martwą i nie reagować. Zakończyć to na zawsze. Ostatni raz usłyszałam że mnie kocha kilkanaście dni temu. Znowu prosił o szanse. Postanowiłam tym razem użyć mózgu zamiast dupy i kazałam się odwalić. Przy okazji zostałam znienawidzona przez ludzi z jego oddziału, bo przecież to taki wspaniały i cudowny chłopak. Przeze mnie miał próby samobójcze, bo ja, podobnie jak jego była żona, zła kobieta jestem. On w czerwcu kilka razy próbował przeze mnie i to, że go odrzuciłam, popełnić samobójstwo. Zeżarł tabletki odkamieniające do czajnika w tym celu. Wczoraj zaś przeżyłam szok większy od tego, kiedy dowiedziałam się, że włosy rosną od skóry głowy a nie, jak myślałam, od końcówek (czaicie?). Przez przypadek zobaczyłam na fejsie wspólne zdjęcie jego i mojej byłej szefowej ( która teraz jest jego szefową) z jednoznacznym opisem. Podobno gołąbeczki oglądają sobie razem Bridget Jones i on to tak bardzo uwielbia. Dodać tylko muszę ( muszę, bo się uduszę), że kobita ma dupę większą od mojej o jakieś 5 razy. Przy czym moja wcale nie jest mała. I teraz kurwa potok myśli…biczowanie się jak jakaś masochistka. Rozkmina, czy może to ze mną jest coś nie tak? Czy jestem zazdrosna? Kurde, nie wiem…samą mnie zdziwiła moja reakcja. W głowie powstają myśli, że co jeśli on się zmienił…Że może ogarnął kuwetę i będzie teraz taki perfect boy. A z drugiej strony myślę, że przecież to alkus jest. Niepoprawny. Nie leczy się. Nie widzi problemu. Zawsze ponad wszystko będzie kochał alkohol. A przecież nie mieszka w Kambodży. Tu jest mnogość terapii o pomocy dla ludzi, którzy jej potrzebują i chcą skorzystać. To jest bomba zegarowa. W końcu pierdolnie z hukiem…..bo pierdolnie, prawda ?
Część druga ( już nie o nim, obiecuje) szybko nastąpi.