„Daj spokój, kochana, jesteś zbyt zajebista, aby być singielką, zapewniam Cię, że zaraz poznasz Księcia z bajki” słyszałam od przyjaciółek, niedługo po moim rozwodzie, kiedy zwierzałam się z obawy, że już na pewno zawsze będę sama i nie poznam nikogo normalnego.
„Pani Magdo, jest Pani wspaniałą kobietą, niebawem pozna Pani księcia i będzie na maxa szczęśliwa” mówiła jedna z moich profesorek na uniwerku, kiedy zaryczana tłumaczyłam, że nie oddam pracy na czas, bo się właśnie rozwodzę i odczuwam ból równy temu przy odcinaniu sobie kończyny bez znieczulenia.
No więc Ja, Magdalena, świeżo upieczona rozwódka, nie do końca przekonana o swojej zajebistości, za to naiwna do granic, mocno wierzyłam, że zaraz pojawi się On-Książę. Wspaniały, kochający oraz nie bzykający połowy miasta. Oczami wyobraźni widziałam nas na zakupach w Ikei i castoramie, czule obejmujących się, wybierając kibel i firanki do naszego przytulnego gniazdka. Skąd mogłam wiedzieć, o ja nieszczęsna, że to wcale nie jest takie proste. A świat randkowania roi się od dziwnych kolesi i poznanie tego Księcia, graniczy z cudem.
Zawsze wyznawałam zasadę, że otrzymujemy w zamian to, co sami dajemy innym, czy jak to kurde powiedzieć. No jednym słowem wierzyłam, że jak ja będę dla kogoś dobra, miła i fajna, to w zamian powinnam otrzymać to samo. Każdy poznany nowo koleś (no, prawie każdy), udawał na początku, że jest cudowny i bez wad. No więc, kiedy po kilku randkach i upewnieniu się, czy oby na pewno nie jest seryjnym mordercą, zapraszałam go w końcu do siebie, dwoiłam się i troiłam, aby pokazać, jak idealną kandydatką na wspólne zakupy w IKEI jestem. Z nieogara, gotującego przeważnie parówki z biedry (koniecznie wieprzowe), stawałam się perfekcyjną panią domu. Nie liczyłam, czy wydaję 42zł czy 92, ważne, aby potencjalny Książę był oszołomiony moją gościnnością oraz kuchennym kunsztem. Niczym najtroskliwsza ciocia Krysia, pytałam delikwenta 500 razy w ciągu godziny, czy aby na pewno nie jest głodny. Nie żałowałam niczego, pieniędzy, czasu i włożonego wysiłku. Czułam, że tak trzeba. Podświadomie, a może całkiem świadomie, oczekiwałam tego samego lub czegoś choć kształtem przypominającego moje wysiłki.
Jakież ogromne było moje zdziwienie, kiedy dane mi było poznać Skąpca Numer 1 – Adasia Nieszczęście. Tak go roboczo nazwałam, kiedy pod koniec naszego randkowania niefortunnie urwał drzwi w moim fiacie seicento w kolorze ciemnej kupy, którym dziarsko przemierzałam całą Polskę. Adaś, koleś na pozór ogarnięty, mieszkający jakieś 50km ode mnie, miszcz oszczędzania, po kilku tygodniach randkowania, odwiedzając mnie, wpadł na pomysł, pozostawiania swojego rzekomo spalającego hektolitry paliwa auta w pobliskiej wiosce. Ja miałam go odbierać stamtąd, bo tak będzie taniej. Bo moje auto pali mniej przecież, przekonywał. Adaś nie robił zakupów w Biedronce przed moim przyjazdem, Adaś miał zawsze pustą lodówkę i trzymał mnie głodem. Być może myślał, że miłość wystarczy. Miara przebrała się, kiedy Adaś po spędzonym weekendzie u mnie, niczym w hotelu All Inclusive, z pełnym wyżywieniem, zaprosił mnie na pół tortilli. Tak, kurwa, nie żartuję! W budce z kebabem, Adaś kupił jedną tortillę na wynos.Nie no, spoko, pomyślałam początkowo, może nie jest głodny. Jak wielki był mój szok kiedy po powrocie do domu, Adaś przekroił tą tortille na pół. Jezusie! Zrobiło mi się go żal. Adaś po moim zapytaniu, zaprzeczył, iż ma problemy finansowe. Miał też dobrą pracę w budżetówce. Dałam mu zatem szansę na ogarnięcie się ale niestety następnym razem Adaś zaskoczył mnie zamówionym, tanim obiadem na dowóz, który podzielił na pół. Oświadczył mi również podczas tego wspaniałego posiłku, iż jego znajomi zaprosili nas na imprezę, jednak koszt wejścia to aż 20zł plus alkohol i nie możemy sobie na taki wydatek pozwolić. Oooo nie, kolego!!!! Tak to my się bawić nie będziemy! Wkurwiona, zażenowana i głodna, pożegnałam Adasia ozięble, mając w pamięci wszystkie te ciężkie siaty z Lidla i Biedry, dźwigane przed każdym jego przyjazdem do mnie.
Na szczęście nie było mi dane na długo spotkać podobnego miszcza oszczędzania. Aż do czasu mojej przeprowadzki do Jukejowa…Po zalogowaniu się do angielskiego Tindera, otworzył się przede mną świat pełen Dżejmsów, Riczardów oraz Dejwidów. O skąpym Adasiu dawno zapomniałam i byłam pewna, że na takiego typa, zwłaszcza w Anglii, więcej nie trafię…jak grubo się kurwa myliłam.
Nigdy Nie Głodny Tom, bo tak go postanowiłam nazwać, po 7 spotkaniach na kawie (że też do cholery nie zapaliła mi się wtedy czerwona lampka), zaprosił mnie do siebie na weekend. Dzięki Bogu, miał 2 sypialnie. Na drugi dzień, po wypiciu porannej kawy, liczyłam na jakiś inglisz brekfast, nie doczekałam się. No dobra, myślę, może Tom nie jest morning person i je śniadanie trochę poźniej, Zonk. Coraz bardziej głodna próbowałam zagłuszyć burczenie w brzuchu. W końcu późnym popołudniem, konając z głodu, zapytałam czy coś zjemy, odpowiedział, że nie jest głodny. „To może zjemy cos na mieście…”-palnęłam przy coraz głośniejszym akompaniamencie mojego polskiego żołądka, pragnącego ciepłej, niedzielnej jajecznicy z boczkiem i koniecznie cebulą. -mamy lockdown, baby, odparł. Po powrocie wieczorem do domu i opróżnieniu całej lodówki, postanowiłam więcej się z nim nie spotkać, w obawie przed śmiercią głodową.
Przy okazji, na jednej z fejsbukowych grup dla kobiet, gdzie to można podobno o wszystko zapytać i gdzie nie ma tabu, po opisaniu sytuacji i zapytaniu o opinię, czy dać szansę Tomowi, dowiedziałam się, że jestem skończoną debilką, i że to ja powinnam kupić albo przywieźć ze sobą żarcie. No cóż…
Po kilku samotnie spędzonych miesiącach, kiedy to odpoczywałam od randkowania i podejmowałam decyzję o adopcji gromadki kotów,bo stwierdziłam, iż nie ma dla mnie nadziei na poznanie kogoś w miarę normalnego, pojawił się On- miszcz nad miszczami w sztuce bycia dusigroszem – David Tylko Kawa.
Na pierwszą randkę zaprosił mnie do jednej z lepszych restauracji w mieście. Zajebiście, pomyślałam. Chociaż nie umrę z głodu, nauczona poprzednim doświadczeniem. Wystrojona w sukienkę z Primarku, przybyłam na miejsce, jak na nieogara przystało, 10 minut spóźniona. Lekko zmarznięty David na pierwszy rzut oka nie należał do gości, którzy stroją się na randki. No nic, pomyślałam, damy mu szansę, może ma taki styl. Popatrzył na mnie, potem zerknął przez okno na wnętrze eleganckiej restauracji i nagle wypalił, że może pójdziemy jednak gdzie indziej. Co do chuja?! Pomyślałam. Sukienka od Prajmaniego, mimo iż z promocji, wcale źle nie wyglądała. Tak samo moje przymocowane w pośpiechu paznokcie na klej, którym niefortunnie skleiłam sobie zęby. Zabrakło mi odwagi tych wszystkich mądrych dziewczyn z fejsbuka i niczym ciele, nie pytając, dlaczego nie idziemy do tej super posh restauracji, pomaszerowałam za Dejwidem do taniego pubu, gdzie je się smażone kiełbaski i pije whisky oraz piwo. Tu David dał popis swojej przedsiębiorczości i myśli ekonomicznej zakupując kawę z darmową możliwością napełniania filiżanki w nieskończoność. Po dobrych 3 godzinach i jakiś 5 kawach, moje kiszki zaczęły grać głośnego marsza. Zebrałam się na odwagę i zapytałam czy może coś zamówimy, on grzecznie odmówił i powiedział, że nie jest głodny. „Nosz Chryste Panie! Po jakiego grzyba wlokłeś mnie do tej knajpy, pachnącej frytkami, skoro zamierzałeś pić kawę za funta!” Pomyślałam. Nie posłuchawszy ekspertek z fejsbuka, nie zamówiłam sobie sama jedzenia, bo było mi głupio, za to z burczącym brzuchem i tyłkiem coraz bardziej bolącym od długiego siedzenia na twardym krześle, obserwowałam kelnerów roznoszących ogromne talerze z pachnącym, ciepłym jedzeniem. Mogliśmy spotkać się w kawiarni przecież, byłoby zdecydowanie mniej żenująco.
Sama nie wiem, dlaczego, może za namową przyjaciółki, krórej chytry David był dobrym kolegą, postanowiłam dać się zaprosić na jednodniowy wyjazd nad morze. Po drodze David opowiadał, jak ważne dla niego jest, aby kobieta była oszczędna. Aby nie kupowała zbyt dużo rzeczy, nie umawiała się z koleżankami w Starbucks oraz nie wydawała zbyt dużo pieniędzy. „Koleś, Ty się ciesz, że nie widziałeś mnie tydzień temu po zakupach w centrum handlowym, kiedy z siatami pełnymi zdobyczy z promocji w Primarku i innych takich, ledwo zmieściłam się w drzwiach” Pomyślałam. Zamiast tego z miną słodkiej idiotki odpaliłam…”Eeee ja to wiesz…nie kupuje…za dużo”. Może o tym, jak podczas tego wyjazdu poszliśmy do Lidla, gdzie wybierał najtańsze chrupki i podróbę coli ( ale po szarmancku nie pozwolił mi zapłacić), jak szliśmy w deszczu 5km bo powiedział, że nie będzie wydawał na taksówkę, oraz jak płakał, że ryba w fish and chips taka droga, nie będę się rozpisywać. Wspomnę natomiast, iż odkryłam, że David nie używa antyperspirantu, gdyż uważał to za zbędny wydatek, oraz wyznał, iż je przeterminowane jedzenie, bo to marnotrawstwo wyrzucać przecież oraz , że nigdy nie kupił butów droższych niż 17 funtów. Po całym zdarzeniu pozwoliłam się jeszcze raz zaprosić do restauracji. Zgadnijcie na co 😉 Oczywiście, była to wyśmienita kawa. Po tym spotkaniu boski David, który posiadał kilka domów na wynajem, więc nie mógł narzekać na brak kasy, nie usłyszał o mnie więcej.
Teraz wypada napisać zakończenie, w czym nie jestem najlepsza. Będzie więc krótko- nigdy nie oczekiwałam, aby faceci zapraszali mnie na wykwintne kolacje do drogich restauracji czy kupowali drogie prezenty. Absolutnie nie! To jest mój osobisty apel, prośba. A brzmi on tak: „Do Cholery jasnej chłopaki, faceci, Wy wszyscy płci męskiej!!!! Bądźcie normalni! Nie zapraszajcie laski do restauracji, jak macie kasę tylko na kawę. Nie skazujcie na głód, jak spędza weekend u was! Miejcie chociaż te parówki w lodówce albo zróbcie kanapki z pasztetem. To nie boli! A ona na pewno po stokroć się odwdzięczy! Po prostu, OGARNIJCIE SIĘ!!!!”
O raju, to jest świetne. Przeczytałam z zapartym trzem!❤️❤️
Brawo Magda, czekam na kolejne części!!
Dziękuje kochana ! Mega się cieszę, że się podoba!
Madziocha wyrastasz na Clarksona w spódnicy w tym Ukejowie 😉
Taaa trochę mi jeszcze brakuje 🙂
Super.Madzia brawo!!!
Dziękuje!
Madziu, super, czekam na więcej!
Dziękuje!
Kiedy książka o Twoich perypetiach?
Kochana koleżanko z piaskownicy. Proszę więcej. CUDO
Już się robi :*
Dziękuje 🙂 bardzo się cieszę, że się podoba!
Haha! Może jak mnie kiedyś odwiedzicie to Was tam zabiorę 😉
No Madziu kolejny wpis extra. Czekam na następny 🙂
Dziękuje bardzo ! Nowy wpis już niebawem !
Super tekst 🙂 Zabawny, fajnie zmajstrowany i z nieprzesadzonym przesłaniem. Chce tego więcej 🙂
Bardzo dziękuję 🙂 cieszę się, że się podoba 🙂
Nie wiem, czy wypada się śmiać z takich historii – ale masz lekkie pióro i cięty język.
Natrafiłam tutaj za pośrednictwem jednej z grup których jesteśmy czlonkiniami 🙂 znalazłam link do bloga i… wciągnęło mnie 🙂 historie jak najbardziej z życia wzięte 😉 czekam na więcej i pozdrawiam 🙂